Safety & Security

Compliance

adam.wiercigroch@interia.pl

505 040 077

Czy drugi pies to dobry pomysł?

02 lipca 2021

 

Drugi pies to nie tylko dobry pomysł. To konieczność. Szczególnie wtedy, kiedy wiemy, że przez większość dnia nasz pies będzie sam. Samotny pies, a już samotny Siberian Husky to zdecydowanie złe rozwiązanie. Dzisiaj mogę tylko żałować, że kiedy odbieraliśmy Journeya nie zdecydowaliśmy się od razu na drugiego psa. Z całą pewnością dla Journeya byłoby to rozwiązanie bardziej korzystne. Dla nas chyba też. Dowodem na to niech będzie fakt, że nasza decyzja o przyjęciu drugiego pieska była przysłowiowym "strzałem w dziesiątkę". Psy są zwierzętami stadnymi, więc  życie w sforze jest ich naturalną potrzebą. Nie wiem jak inne psy, ale Siberian Husky bardzo źle znoszą samotność. Dzisiaj widzę różnicę w zachowaniu Journeya jak był "jedynakiem", a jak wygląda teraz, kiedy ma ciekawe i bardzo absorbujące towarzystwo. Dlatego jeśli chcecie mieć psa, i nie jesteście wstanie mu poświęcić dużo czasu, to przygarnijcie od razu dwa.  Tym samym uszczęśliwicie nie tylko dwie psie duszyczki, ale przy okazji sprawicie, że psy lepiej będą znosić waszą nieobecność. W praktyce to też oznacza, że prawdopodobnie będziecie mieli zdecydowanie mniej problemów wychowawczych. Decyzja o drugim psie dojrzewała w nas zdecydowanie zbyt długo, bo niemal 2 lata. Nie mniej jednak, kiedy już zapadła, to wybór padł na tę samą sprawdzoną hodowlę, i oczywiście  - a jakże - na Siberian Husky. Tym razem jednak nasza psia rodzinka powiększyła się o dziewczynkę, piękną sunię, której nadaliśmy imię Viki.

Od niemal pierwszych godzin siłą rzeczy porównywaliśmy Viki do Journeya. Niby ta sama rasa, ten sam hodowca, a psy jakże różne. I nie chodzi mi o cechy zewnętrzne jak wielkość, kolor oczu, czy umaszczenie. Bardzo szybko zauważyliśmy, że oboje mają zupełnie inne charaktery. Już w czasie podróży do domu spostrzegliśmy pierwszą różnicę. Viki była aniołkiem, grzecznie spała przez całą podróż, a jak się obudziła to od razu dawała nam buziaki. Jednym słowem słodziutka sunia. Można powiedzieć, że oboje z Anią przeżyliśmy pozytywny szok, ponieważ mając w pamięci pierwszą podróż Journeya (polecam moje odcinki poświęcone Journeyowi) byliśmy przygotowani na kupy, piszczenie, wiercenie się, nieustanne "spacerowanie" po samochodzie, jednym słowem podróż " z przygodami". Journey i Viki to dwa bieguny. Z jednej strony spokojna i grzeczna Viki, a z drugiej strony pobudliwy i czujny jak "pies ogrodnika" Journey. Zastanawiałem się, jak te dwa psiaki, o tak różnych temperamentach będą się dogadywały? Jak przygotować ich pierwsze spotkanie? Jaka będzie reakcja Journeya na nową koleżankę? No i jak maleńka Viki przywita dużego Journeya? Przecież nasza kruszynka ważyła zaledwie 2,2 kg, a Journey aż 28 kg! Moje obawy brały się także z tego, że Journey czasami potrafił się "zatracić" w zabawie. Boleśnie odczuł to nasz kot, który w trakcie jednej z takich zabaw - z jeszcze wtedy młodym i podrastającym Joureneyem - odniósł kontuzję łapki. Dlatego mając na względzie tę historię postanowiliśmy, że pierwsze spotkanie odbędzie się przez...........szybę w oknie drzwi tarasowych. Wynik tego spotkania? Viki była może lekko zainteresowana, ale bez przesady, za to Journey wprost zdębiał. Stanął jak wryty i znieruchomiał. Kiedy pierwszy szok minął to tak się podniecił, że nie chciał nawet iść na spacer, co nigdy mu się do tej pory nie zdarzyło. Kiedy w końcu udało mi się go namówić na króciutki spacerek, to szybko po powrocie pobiegł na taras szukając Viki. Wieczorem, kiedy był już na swoim wybiegu, przedstawił nam piękny koncert wycia. Nie robił tego do tej pory, więc uznałem, że to specjalne przywitanie na cześć nowej koleżanki.

Na drugi dzień nastąpił pierwszy prawdziwy kontakt fizyczny. Viki była na rękach Ani, a ja pilnowałem Journeya, ot tak na wszelki wypadek. Oba pieski ostrożnie zaczęły się dotykać noskami. Wbrew naszym obawom Journey zachowywał się jak dżentelmen. Był bardzo delikatny, nie nachalny i bardzo opanowany. Byliśmy znowu w szoku, ale tym razem bardzo pozytywnym. Pełni więc optymizmu postanowiliśmy, że małymi kroczkami będziemy budować ich wzajemne relacje. Jak to wyglądało w następnych dniach opisałem w moich ówczesnych notatkach. Oto ich fragment. 

 

Pierwsze dwa tygodnie

Viki jest bardzo żywą i energiczną sunią. Uwielbia pieszczoty, zabawy ( o tak, zabawa to jej żywioł), wszędzie jej pełno (żywe srebro), nie odstępuje nas na krok, uczy się bardzo szybko, błyskawicznie reaguje na swoje imię. Komendy "siad", "leżeć", "łapa" , "do mnie" ma już w miarę opanowane (piszę w miarę, ponieważ do perfekcji jeszcze jej troszeczkę brakuje). Uwielbia dawać całusy. Nie, to złe słowo, całusy dawał Journey. Viki wyliże cię po twarzy, rękach, prawie za każdym razem, gdy jesteś w pobliżu, i gdy ma do tego okazję. Kiedy jest już zmęczona potrafi położyć się przy twoich stopach, np. kiedy stoisz w kuchni. Dlatego bardzo musimy uważać i zawsze patrzeć pod nogi. Najbardziej podoba mi się jak Viki bawi się na całego, biega, szarpie zabawki i nagle "bęc". Leży jak nieżywa. Jakby ktoś odłączył od niej zasilanie. Jakby bateryjka, którą ma gdzieś zainstalowaną, nagle się wyczerpała. Niesamowite.

Śpi z nami w sypialni i muszę przyznać, że czas spania stale się zwiększa. Z kojca nam już wychodzi (zrobiła to w czwartym dniu swojego pobytu), więc na niewiele nam się przydał. Ale dzisiaj np. spaliśmy prawie 7 godzin, jakby psa nie było. Kiedy Viki się budzi to idzie na gazetki i robi "sisi", a po chwili coś więcej. Jesteśmy pod wrażeniem, jak szybko Viki nauczyła się czystości ale myślę, że dwutygodniowa nauka nie poszła w "las", i teraz widać tego efekty. 

Viki też jest zaborcza. Na szczęście nie w stosunku do nas (bez problemu daje sobie odebrać zabawki, czy jedzenie), ale jakie było nasze zdziwienie, kiedy pokazała Journeyowi, że jeśli coś uzna za swoje to lepiej, żeby nie podchodził do niej zbyt blisko. Pewnego dnia Viki na działce znalazła "starą" kość Journeya, i kiedy on tylko zbliżył się do niej to od razu zaczęła szczekać i warczeć na niego. Taka mała, kilkukilogramowa sunia, a nie wystraszyła się dużego psa. Natomiast Viki nigdy nie próbuje zabrać cokolwiek, co należało do Journeya. Kość, czy zabawka bez różnicy. Dopóki jest w zainteresowaniu Journeya, dopóty są "bezpieczne". Wtedy Viki kładzie się blisko Journeya i po prostu obserwuje. I czeka. Kiedy Journey traci zainteresowanie przejmuje natychmiast swoją zdobycz. Taka już jest.

Viki i Journey

Viki jest bardzo spokojna, kiedy weźmie się ją na ręce. Potrafi nawet w takiej pozycji zasnąć. Siłą rzeczy porównujemy ją z małym Journeyem, i w tym przypadku ich reakcje są kompletnie różne, ponieważ Journey w życiu nie wytrzymał na rękach dłużej niż 30 sekund (o spaniu nie wspominając).

Pierwsze relacje Journeya i Viki są …………skomplikowane. Journey jest ostrożny, chyba wyczuwa naszą niepewność. Sam nie robi nic, aby nas zaniepokoić ale też nic, aby nas zachęcić do bardziej odważnych posunięć. 

Trudno mi jednoznacznie ocenić ich relacje. Kilka razy dziennie poznajemy ich wzajemnie (Journey cały czas jest na smyczy). Viki reaguje bardzo pozytywnie. Biega mu między nogami, skacze do jego pyska. Kiedy Journey lekko ją muśnie pyskiem to od razu kładzie się na grzbiecie, a wtedy Journey wącha ją dokładnie. Czasem położy swoją wielką łapę na tułowiu Viki, jakby chciał ją lekko przytrzymać na trawie, ale wtedy też reaguję (nie wiem jakie ma zamiary, i czy robi to delikatnie, więc wolę nie ryzykować). Zresztą wziąłem się na sposób. Journey uwielbia pieszczoty. No więc usiadłem na kocu. To moje zaproszenie dla Journeya, który zaraz położył się przy mnie, czekając na pieszczoty. W tym samym czasie Viki dostała zabawkę, która była przy Journeyu. No i stało się tak, że Viki położyła się obok Journeya zajęta zabawką, a Journey z zamkniętymi oczami oddawał się moim pieszczotom. Chyba dobrze robię, ponieważ chcę, aby oba psy czuły się przy sobie zrelaksowane. I chyba mi się to udało. Uśmiecham się w duchu, kiedy widzę codzienną scenkę: Journey jest w swoim kojcu, a Viki wypuszczona z domu natychmiast biegnie do kojca i usiłuje robić podkopy, aby dostać się do Journeya. Jeszcze nie wie, że to będzie jej dom, i podkopy nie będą potrzebne.

Pierwsze wspólne chwile na wybiegu.

Viki polubiła wybieg Journeya od samego początku. Po pierwsze dlatego, że tam jest Journey. Po drugie dlatego, że tam dostaje jedzenie. Czyli dwa fajne skojarzenia. Zabawa (z Journeyem) i jedzenie. Wystarczy więc tylko otworzyć furtkę, a Viki już jest w środku. Oczywiście Journey „wita” ją złapaniem za kark, na co Viki kładzie się na trawie i spokojnie znosi Journeya przywitanie. Po tej ceremonii szybko biegnie do misek, aby sprawdzić czy przypadkiem nie zostało tam nic do zjedzenia. Journey nieświadomy zagrożenia pierwszy raz wpuścił Viki do siebie zapominając, że coś tam sobie zostawił w misce na później, i już po kilku sekundach dzięki Viki miska była pusta. Journey stał jak słup soli i tylko patrzył z niedowierzaniem, jak mały szczeniak zabiera się do jego miski…………..Od tamtej pory Journey już nic sobie nie zostawia na potem. Ale Viki i tak zawsze sprawdza, czy czegoś tam nie ma, choć musi wiedzieć, że już nigdy nic tam nie znajdzie.

Ciąg dalszy nastąpi.... 

Projekt i wykonanie Wytwórnia Marketingu

Kontakt

Aktualności

Moja pasja - Canicross

Praktyczny Poradnik Prawny

+48 505 040 077​​​​​​​

adam.wiercigroch@interia.pl

Polityka prywatności

O mnie

Safety & Security

Compliance

Kontakt

Przydatne linki

2020 © Safety & Security Compliance