Safety & Security

Compliance

adam.wiercigroch@interia.pl

505 040 077

Dwa psy. Dwa szczęścia.

24 lipca 2021

Viki i Journey, czyli jak wyglądał proces adaptacji.

Proces adaptacji Journeya z małą Viki postanowiliśmy rozłożyć na raty. Pierwsze kontakty były krótkie i pod ścisłą kontrolą. Ostrożne dotykanie noskami, obwąchiwanie się i obserwacja przez szybę tarasu. To na początek musiało wystarczyć. Ale tak było tylko w pierwszym dniu. Później ich wspólny kontakt to obrazek: Journey na smyczy, a Viki biegająca wokół niego, machająca ogonkiem, i skacząca do jego pyska próbując skraść mu buziaka. O tak, Journey od razu „wpadł jej w oko”. Natomiast on sam na początku był trochę nieufny. Chyba do końca nie wiedział jak się ma przy niej zachować, ponieważ pierwszy raz w swoim dorosłym życiu widział takiego małego szczeniaczka.

Pierwsze wspólne zabawy polegały na tym, że Journey będąc cały czas na smyczy, starał się zdominować Viki (przewracał ją, przytrzymywał łapą, kiedy leżała , a każdą jej próbę podniesienia się od razu korygował przywracając błyskawicznie stan pierwotny). W naszej ocenie robił to zbyt obcesowo, więc co chwilę go strofowaliśmy, wprawiając go w konsternację. Nasze zachowanie było błędne, wiem, ale troska o zdrowie tej kruszynki, ważącej zaledwie 2,5 kg była silniejsza. Od razu też zorientowaliśmy się, że proces ich wspólnej adaptacji i akceptacji nowej rzeczywistości będzie o wiele dłuższy, niż przewidywaliśmy na początku. Stopniowo więc, rozpoczęliśmy proces wspólnego, i jak najdłuższego przebywania razem. Od kilkunastu minut do pół godziny. Od trzech kwadransów do 1,5 godziny. Od krótkich wspólnych spacerów po godzinną, a potem nawet 3 godzinną wspólną wycieczkę. Było co raz lepiej, ale zawsze Journey był na smyczy.

Kolejny etap to rezygnacja ze smycz, czyli wspólne zabawy na działce dwóch wolnych psów. Oczywiście pod naszym czujnym okiem. Bądź, co bądź różnica w wadze była nadal ogromna (prawie dziesięciokrotna). Ale Journey już się nauczył bawić z Viki tak, aby nie zrobić jej żadnej krzywdy. Przewraca ją, i zaraz odskakuje w tył lub nad nią. Chwyta zębami, ale robi to niezmiernie delikatnie, przywiera do niej klatką piersiową i oba podgryzają się w pozycji leżącej. Kiedy nawet Viki się podnosi i skacze na wciąż leżącego Journeya, ten tylko lekko się odgryza wciąż nie zmieniając swojej pozycji. Nie trwa to oczywiście w nieskończoność, ponieważ Viki nie wie, kiedy przestać, i w swoich „atakach” czasami traci umiar, więc Journey zrywa się na równe nogi i znowu przewraca ją na ziemię (Ania mówi, że Journey „pacyfikuje” Viki). Przestaliśmy się wtrącać w ich wzajemne relacje, ponieważ szybko się przekonaliśmy, że krzywdy sobie nie robią, a koniec końców swoje zasady współżycia muszą sobie ułożyć bez naszej ingerencji.

Wspólne posiłki. Tu też popełniliśmy pierwszy błąd, kiedy nie reagowaliśmy jak Viki po zjedzeniu swojej porcji wpadła do miski wciąż jeszcze jedzącego Journeya, i zaczęła mu wyjadać kolację. Na nasze usprawiedliwienie mogę tylko rzec, że chyba bardziej zaskoczyła nas reakcja Journeya, który stanął jak wryty, i nie robiąc kompletnie nic pozwolił jej skończyć swoją kolację. Ale po konsultacji z Justyną, i po obserwacji sytuacji, w której Journey zaczął uciekać ze swoją kością przed Viki, (wolała jego kość niż swoją) uznaliśmy, że to są niezdrowe relacje, które trzeba szybko wyeliminować. Przez następne kilka posiłków musiałem pilnować Viki, aby nie podchodziła do jedzącego Journeya. Viki szybko to pojęła, i teraz cierpliwie czeka, aż Journey skończy jeść, i kiedy odchodzi od swojej miski, wtedy dopiero Viki wylizuje to co w niej zostało (zwykle już nic, ale Viki ma inne zdanie, bo liże zapamiętale). Journey oczywiście nie pozostaje w tym czasie bezczynny i także sprawdza, co tam ciekawego w misce ma z kolei Viki. Ten proces tak się już utrwalił, że zrezygnowaliśmy z pilnowania całego etapu jedzenia. Najpierw Journey dostaje swoja michę i zaczyna jeść, w następnej kolejności Viki dostaje swoją michę i wychodzimy. Viki zwykle kończy pierwsza swoją porcję (naprawdę je błyskawicznie), ale już nauczona doświadczeniem, nie podchodzi do Journeya, dopóki ten nie odejdzie od swojej miski. Podsumowując, proces jedzenia mieliśmy już chyba opanowany.

Następny etap to czas wspólnie spędzony na wybiegu. Na początku zostawialiśmy ich zaraz po posiłku. Krótko. 10, 15 minut. Później coraz dłużej ale zawsze pod naszą kontrolą. Kiedy zobaczyliśmy, że Journey jest spokojny i akceptuje Viki na swoim terenie zaczęliśmy ich zostawiać już bez naszej obecności (tzn. obserwowaliśmy ich z domu , z salonu mamy bowiem doskonały widok na cały wybieg). Journey wchodzi do swojej budy, a Viki biega wzdłuż ogrodzenia, aby po chwili położyć się przy furtce. Na razie nie interesuje się swoją budą.

Rozwinięciem tego etapu było pozostawienie Journeya z Viki już bez naszej „opieki” , kiedy pojechaliśmy do miasta i nie było nas 5 godzin. Przez ten czas byłem dziwnie spokojny, że nic się nie może złego wydarzyć. Ania miała więcej obaw, ale po powrocie okazało się, że miałem rację. Oba nasze pieski spokojnie sobie leżały obok siebie na trawie przed furtką. Czas więc na przedostatni etap. Zostawienie Viki z Journeyem na cały dzień, kiedy będziemy w pracy. Koniec z zamykaniem Viki w domu. Myślę, że tę decyzje nie tylko my przyjęliśmy z ulgą, ale chyba przede wszystkim Viki. Lepiej ten czas spędzić na powietrzu w towarzystwie Journeya, niż w zamkniętym pokoju. Na tym etapie Viki spędza z nami już tylko wieczory i noce. Po całodziennym pobycie w kojcu Viki jest tak zmęczona, że w domu niemal od razu kładzie się spać. Noce więc mamy spokojne. Nieubłaganie jednak zbliżał się moment, kiedy Viki zacznie spędzać także noce poza domem. Jej dom będzie na wybiegu, a spać będzie u boku Journeya.

Journey bardzo ją polubił. To widać w chwili, kiedy wieczorem zabieram Viki do domu. Nie robimy tego od razu. Najpierw wspólny wieczorny spacer, kolacja, zabawa-pieszczoty (Journey kładzie się na grzbiecie, a ja masuję mu klatkę piersiową i brzuszek), Viki włazi na niego, a on czule przygarnia ją łapą do siebie. Cudowny widok. I tylko żal, że kiedy w końcu wstaję, wołam Viki, wychodzimy z wybiegu, odwracam się za siebie i widzę jak Journey dalej leży na trawie i obserwuje nas smutnym wzrokiem.

Dokładnie po dwóch miesiącach pobytu Viki w naszym domu podjęliśmy decyzję, że jest gotowa na pierwszą noc poza domem, i poza naszą sypialnią (tzn. poza naszym łóżkiem) ale przede wszystkim bez nas. Tę noc z 20 na 21 listopada 2015 roku Viki miała spędzić razem z Journeyem. Specjalnie wybraliśmy weekend, że gdyby co to…………….Ale pierwsza noc minęła bez historii. Druga też. I następne także. Odetchnęliśmy z ulgą. Udało się. Proces adaptacji Journeya z Viki po dwóch miesiącach zakończył się pełnym sukcesem. Jeszcze tylko pozostał problem z …………budą. No tak. W trakcie naszych pierwszych obserwacji okazało się, że Journey chętnie korzysta ze swojej, jak i z Viki budy ale zawsze to oznacza, że Viki leży obok lub przed budą, w której akurat przebywa Journey. Według mnie, Viki chciała być jak najbliżej Journeya, ale ten nie wpuszczał ją do siebie (gdy był w budzie). Trochę nas to martwiło, szczególnie w sytuacji gdy wiedzieliśmy, że zbliżają się przymrozki. Ale martwiliśmy się niepotrzebnie. Gdy tylko w nocy chwycił mróz (-5 stopni) a rano było -2 stopnie patrzę na wybieg, i moim oczom pojawia się taki oto widok. W jednej budzie (tej nowej) śpi Viki, a w drugiej (tej starej) śpi Journey. No to super. Journeya po raz pierwszy do budy „wygonił” deszcz, a Viki po raz pierwszy do budy „wygonił” mróz. W jednym i w drugim przypadku pomogła nam natura.

Podsumowując: Viki to cudowna sunia. Journey uwielbia się z nią bawić (nawet, jeśli Viki nie ma ochoty na zabawy, to Journey potrafi ją do tego przekonać). Nagraliśmy filmik z ich zabaw, coś przeuroczego. Journey kładzie się na grzbiecie, a Viki skacze po nim, jak po materacu. Tego nie da się opisać, to trzeba po prostu zobaczyć.

 

 

Projekt i wykonanie Wytwórnia Marketingu

Kontakt

Aktualności

Moja pasja - Canicross

Praktyczny Poradnik Prawny

+48 505 040 077​​​​​​​

adam.wiercigroch@interia.pl

Polityka prywatności

O mnie

Safety & Security

Compliance

Kontakt

Przydatne linki

2020 © Safety & Security Compliance