Safety & Security

Compliance

adam.wiercigroch@interia.pl

505 040 077

Jak rozpoczęła się moja przygoda z Journeyem Cz.2

06 marca 2021

Pierwsze tygodnie.

Kolejny dzień i kolejna noc niczym się nie różniła od poprzednich. No, może z tą różnicą, że zarówno Journey jak i ja za dnia, już nie byliśmy tacy żywiołowi. Journey więcej spał, ale nie za dużo. Już ja o to zadbałem. Wiedziałem bowiem, że im mniej spania w dzień, tym więcej spania w nocy. No więc mimo zmęczenia cały czas zachęcałem Journeya do zabawy, do ćwiczeń  i do spacerów po działce wokół naszego domu. W efekcie na koniec dnia, tak już pod wieczór Journey spał praktycznie z otwartymi oczami (taki był już padnięty), ale wciąż go „prowokowałem” do gryzienia maskotek, szarpania za ręcznik, czy dla odmiany serwowałem mu masaż brzuszka. Journey to wręcz uwielbiał ………W końcu, kiedy de facto Journey już mi się „przelewał”w rękach, zaniosłem go na górę do pokoju. Ułożyłem na poduszce, podsunąłem zabawkę i zamierzałem wyjść pewny, że Journey ma już wszystkiego dość i marzy wyłącznie o spaniu. O naiwności. Już w chwili kiedy zrobiłem w tył zwrot, Journey nagle podnosił się z posłania i z niewinną minką dreptał za mną do samych drzwi. OK. Może trzeba trochę poczekać do chwili aż zaśnie. No więc czekam. O dziwo, nawet nie trwało to długo. Kilka minut. Ostrożnie się podnoszę idę do drzwi, otwieram je i wychodzę. Efekt? Zero reakcji. Pies śpi jak suseł. Dobra nasza, myślę. Idę spać. Nagle słyszę hałas. Patrzę na zegarek: 01:30 pobudka. Słyszę piski, skomlenie, płacze, wycie. Wchodzę, Journey szaleje ale już po kilkunastu sekundach się uspokaja i po chwili ponownie zasypia. Zostaje z nim dłużej. Tym razem jednak Joureny jest czujny (no i trochę już wyspany) więc usypianie Go ponownie nie jest już takie „ekspresowe”.. Wyszedł też Jego spryt. Przy kolejnym „przyłapaniu” mnie na próbie wychodzenia z pokoju po prostu położył się tam gdzie stałem, kładąc swój łeb na moją stopę. Sprytne, prawda? Nie miałem jednak zamiaru zostać w takiej pozycji do samego rana. Znowu go przeniosłem na posłanie i usiadłem obok niego. Teraz ponowne usypianie zajmuje mi aż 30 minut. Za to potem spanie we własnym łóżku bez pobudek trwało całe, bite trzy godziny. Super. Jest postęp. 2+3 wychodzi w sumie 5 godzin snu. W porównaniu z pierwszymi trzema nocami to już naprawdę komfort. Ale nachodzą mnie obawy. Czy aby dobrze postępuję? Czy Journey nie uzna, że jego spanie oznacza, że ja śpię z nim w pokoju? O nie, do tego nie mogę dopuścić, myślę sobie ale z drugiej strony przypominam sobie hodowcę, który mówił, że w tym pierwszeym okresie (zwanym lękowym) szczeniak jest szczególnie podatny na bodźce i chodzi o to, żeby miał ich jak najwięcej ale tylko te pozytywne. Negatywne, no cóż lepiej żeby ich w ogóle nie było. No więc pierwsze noce, a szczególnie druga i trzecia (spanie w samotności w zamkniętym pokoju) na pewno nie było sympatycznym przeżyciem dla Niego. Czy będzie miało to wpływ na Jego przyszłe zachowanie? Nie wiem, ale jeśli tak to na pewno ten wpływ nie będzie pozytywny. Co więc robić?

Już wiem. Telefon do przyjaciela. Dzwonię więc do mamy, żeby się pochwalić nowiną a przy okazji trochę „ponarzekać”. I co usłyszałem? Że ze szczeniakiem, jak z niemowlakiem. Trzeba wstawać w nocy, tulić, uspokajać aby szczeniak nie czuł się samotny, opuszczony czy wręcz przestraszony. W porządku, ale trzeba to robić z głową, nie za każdym zawołaniem i coraz bardziej wydłużać czas „braku reakcji”. No i tak zrobiłem. Efekt? Tylko raz wstawałem do Niego przez całą noc mimo, że obudziłem się dwa razy. Ale w drugim przypadku Journey tak jakoś niemrawo piszczał, tak jakoś bez większego przekonania, że „przeczekałem” Go aż w końcu zasnął ponownie już bez mojego udziału. Sukces! Pierwszy, to prawda, malutki, też prawda ale widzę światło w tunelu. Chyba już wiem, którędy droga.

Żeby już zakończyć wątek spania Journeya w nocy to po pierwszym tygodniu w sobotnią noc Journey po raz pierwszy spał w salonie. Tak, tak. W naszym salonie. Oczywiście ja w tym czasie oglądałem telewizję do północy. Następnie zgasiłem światło i poszedłem do naszej sypialni. Co jeszcze? Zostawiłem drzwi otwarte do nas i do „jego” pokoju. Tak na wszelki wypadek. Rezultat? Spałem 6 godzin bez żadnego budzenia. Journey całą noc spędził w salonie, a właściwie przy kuchni, bezstresowo mimo, że nas nie widział nie wołał nas, a mógł bo się budził kilkakrotnie (poznałem to po kilku mokrych gazetach i dwóch kupkach). Czyli, kuchnia/salon to jego miejsce spania? Jeszcze nie wiem, może ale argument jest poważny. Spokój psa, spokój właścicieli. Same plusy. Czyżby? No właśnie, tego nie jestem pewien, więc stąd to moje wahanie.

Toaleta

Na początku byłem lekko załamany. Ilość kupek po pierwszej nocy w naszej sypialni przerosło moje oczekiwania. Rzeczywiście, tak jak mówił hodowca , siusiu na gazetki robi ale z kupkami ma jeszcze problem. Stopniowo jednak, choć przyznam, że trochę wolno ilość kupek się zmniejszała, a i celność się poprawiła. Z pewnością przyczyną poprawy sytuacji były częste spacery po działce, podczas których kupki robił 1-2 , a czasem i trzecia się zdarzyła. Oczywiście za każdym razem były pochwały. Skutek jest więc taki, że gdy jest sam w pokoju (gdy oboje jesteśmy w pracy) robi zwykle jedną kupkę (na gazetę) chociaż ostatnie dwa dni charakteryzowały się ……………….brakiem kupek. Tak znaczna poprawa w utrzymaniu czystości w domu w ciągu tych kilku dni spowodowała, że ostatnią noc Journey spędził sam w salonie. Rano co prawda były dwie kupki ( w tym jedna na gazecie) ale salon mamy bardzo duży więc możliwości miał naprawdę spore a mimo to skuteczność 50% jest chyba, jak na pierwszy raz OK. Chyba pójdziemy w tym kierunku.

Wet

Pierwsza wizyta u Weta Journey zniósł dzielnie. Szczególnie wszczepienie chipa było stresujące, ale zaraz gdy pisnął dałem mu smakołyk i pochwaliłem za dzielność. Dostał tabletkę na odrobaczenie i umówiłem się na szczepienie w przyszły wtorek. Aha, no i został zważony: 4 kg. Chyba OK. bo Wet nic nie powiedział. Podróż w jedną jak i w duga stronę również odbyła się bez przygód. Spał na podłodze z przodu od czasu do czasu tylko podgryzając zabawkę.

 

 

 

 

Projekt i wykonanie Wytwórnia Marketingu

Kontakt

Aktualności

Moja pasja - Canicross

Praktyczny Poradnik Prawny

+48 505 040 077​​​​​​​

adam.wiercigroch@interia.pl

Polityka prywatności

O mnie

Safety & Security

Compliance

Kontakt

Przydatne linki

2020 © Safety & Security Compliance